Większości osób Rumunia kojarzy się głównie z Drakulą, Wesołym Cmentarzem w Maramureszu, Trasą Transfogarską, czy Karpatami. Zapewne niewiele osób słyszało o toksycznym jeziorze, powstałym w skutek zalania wioski Geamana. Trudno szukać jakichkolwiek informacji na jego temat w papierowych przewodnikach po Rumunii. Już dotarcie nad jezioro Geamana jest samo w sobie ciekawą przygodą. Miejsce to praktycznie nie istnieje na większości map i nie jest w żaden sposób oznaczone na znakach drogowych. Mieliśmy trochę obiekcji, czy nasze małe, miejskie auto da radę przejechać do Geamany po bocznych kamienno-szutrowych drogach.
Geamana – zatopiona wioska
Sama okolica przypomina trochę scenerię z jakiegoś katastroficznego filmu. Drzewa w okolicy są koloru szarego, większość roślin wygląda na obumarłe, a sama tafla wody nie przypomina nic z czym kojarzy nam się woda w jeziorach jakie znamy. Jest to raczej gęsta maź, breja zmieniająca miejscami kolory – z szarej przez czerwoną, aż po turkusową. To efekt powstały na skutek zlewania do jeziora toksyn z okolicznych kopalń i zakładów przemysłowych. Obecnie kopalnie już dawno pozamykano i jedyną „pamiątką” po nich jest skażone jezioro.
Jadąc drogą wokół zbiornika mijamy niesamowite widoki. Chyba najbardziej charakterystyczna jest wieża zalanego kościoła, która wystaje ponad wodę. Dalej możemy zobaczyć dachy zatopionych domów, z których mieszkańców przesiedlono właśnie do wioski Lupsa, z której zaczynamy naszą wycieczkę.
Najbardziej zszokował nas fakt, że nie wszyscy mieszkańcy wyprowadzili się z tej okolicy. Nad samym brzegiem znajdują się domki, w których nadal mieszkają ludzie. Nie możemy uwierzyć, że można żyć w tak zniszczonym przez ingerencję człowieka miejscu, gdzie jedynym zapachem jaki czuć jest unoszący się smród chemikaliów pływających w jeziorze.
Cały zbiornik można objechać dokoła. Nam niestety plany popsuła pogoda. Mniej więcej w połowie drogi zastała nas silna burza z naprawdę dużymi opadami deszczu. Udało nam się dotrzeć do miejsca, gdzie mieszka starsza kobieta. Dalej musieliśmy jednak odpuścić. Nasze auto mogłoby w takich warunkach nie dać rady. Zaczęliśmy więc ostrożnie wracać tą samą drogą, którą przyjechaliśmy. Trochę zawiedzeni, że nie udało nam się zrealizować planu w 100% wróciliśmy do Lupsy. Mamy nadzieję, że uda nam się tu wrócić.
Geamana – jak dojechać?
Żeby dostać się do zagubionego wśród zielonych wzgórz jeziora, musimy dojechać do wioski o nazwie Lupsa, która znajduje się przy drodze numer 75. My jechaliśmy z miejscowości Abrud w kierunku Turdy. Wjeżdżając do Lupsy musimy wypatrywać drogowskazu na Hadarau i skręcić w boczną, jeszcze asfaltową drogę. Znak jest bardzo mały i łatwo go przeoczyć. Na szczęście Lupsa to mała wioska i na pewno prędzej czy później się go znajdzie.
Następnie przez ok 1 km jedziemy dobrą utwardzoną drogą. Dojeżdżamy do rozwidlenia drogi i zamiast kręcić tak jak asfaltowa droga w lewo, my odbijamy w szutrową drogę w prawo.
Jadąc cały czas pod górkę mijamy stare drewniane domki i po około 3 km docieramy pod wysoki betonowy wiadukt, pod którym witają nas znaki zakazujące wjazdu. Nie zwracamy na nie uwagi i jedziemy dalej – pod wiaduktem i zaraz za nim skręcamy w prawo. Tutaj jedziemy już po stosunkowo płaskim terenie (trzeba tylko uważać na wystające kamienie i koleiny) i po kolejnych 2 kilometrach po naszej lewej stronie powinniśmy zobaczyć jezioro.