Pamiętacie jak podczas naszego pierwszego wyjazdu do Rumunii, 3 lata temu, szukając noclegu przy trasie transfogarskiej, niedaleko prawdziwego zamku Drakuli Poenari, trafiliśmy na nocleg do domu Violetty i jej synów Vlada i Emanuela? Pisaliśmy o tym tutaj. Violetta swoją gościnnością i serdecznością sprawiła, że nasza podróż po Rumunii była jeszcze bardziej niesamowita. Takie osoby jak Violetta pozwalają wierzyć w to, że ludzie są z natury dobrzy. Dają pozytywnego kopa i chęć do życia. Takie spotkania, to jeden z elementów, dla których kochamy podróże. Piękne krajobrazy, dla których chcemy wybrać się do jakiegoś kraju, czy miejsca, są dla nas poniekąd tylko dodatkiem do podróży. Po jakimś czasie trochę zlewają się w całość. To właśnie emocje towarzyszące podróżom, spotkania z ludźmi, ich gościnność i bezinteresowność są tym elementem, które najbardziej pozostają w naszej pamięci i sprawiają, że tęsknimy za jakimś miejscem i chcemy tam wrócić. Najbardziej tęsknimy do miejsc, w których zostawiliśmy swoich przyjaciół. Ludzi, z którymi tak mocno związaliśmy się podczas tych paru dni pobytu w jakimś miejscu.
Nawet nie wiecie jak bardzo chcielibyśmy wrócić do Gambii, aby raz jeszcze wypić herbatę w sklepie Fatimy, dyskutując przy tym o życiu i podglądając dzieciaki biegające po szkolnym boisku.
W Tanzanii chcielibyśmy raz jeszcze pobawić się z 5-letnią, zawsze uśmiechniętą od ucha do ucha Janet, które od naszego pobytu już pewnie sporo urosła.
Tęsknimy też za Eazy’m, który ugościł nas, jak tylko potrafił najlepiej, a podczas choroby Pauliny opiekował się nią i godzinami przygotowywał mikstury na szybkie wyzdrowienie, a nawet zrezygnował z Sylwestra u kolegi, żeby tylko zająć się chorą Pauliną. Może to wyda się dziwne, ale tęsknimy za tym prysznicem, gdzie trzeba polewać się garnuszkiem i 3-godzinnym oczekiwaniem na posiłek przygotowywany na palenisku. Mimo, że w Afryce czasem jest ciężko, to jednak ma ona w sobie magicznego, co sprawia, że chcemy tam wracać.
To właśnie ludzi i emocje towarzyszące podróżom, są z całego tego podróżowania najwspanialsze i najbardziej zachodzą w pamięć, budując pozytywne wspomnienia i napędzając chęć do kolejnych wyjazdów. Opuszczenie swojej strefy komfortu, żeby przeżyć kolejne przygody, poznać kolejnych ludzi, zobaczyć rzeczywistość odmienną od tej, w jakiej przyszło nam żyć na co dzień. Nie ma chyba takiego miejsca, które chcielibyśmy odwiedzić dla samego „widoku”. Są za to miejsca, w których zostawiliśmy swoje serca, ze względu na to, że było nam tam po prostu dobrze. Otaczały nas pozytywne emocje, ludzie, czasem smaki.
Jednym z takich miejsc, wywołujących pozytywne emocje, ludzi i smaki jest dom Violetty. Od naszej pierwszej wizyty w Nopti de Vara w 2013 roku, utrzymywaliśmy z Violettą i Vladem kontakt przez facebooka (i za to właśnie kochamy facebooka! kiedyś utrzymywanie takiej znajomości na odległość było znacznie trudniejsze). Violetta niejednokrotnie zapraszała nas do siebie, a my wiedzieliśmy, że kiedyś tam wrócimy.
I stało się. W maju 2016 ponownie wybraliśmy się do Rumunii (jest to jeden z naszych ulubionych krajów w Europie – właśnie ze względu na ludzi, kultywowanie tradycji i ogólną atmosferę tego kraju, w którym czas jakby się zatrzymał). Ułożyliśmy trasę tak, żeby odwiedzić dom Violetty. Napisaliśmy do niej kilka dni wcześniej, czy na początku maja ma wolne pokoje, nie zdradzając jednak szczegółów, na wypadek, gdyby coś nie wyszło. W przeddzień planowanej wizyty, kiedy wiedzieliśmy, że nic nie pokrzyżuje naszych planów napisaliśmy ponownie.
Kiedy nadszedł moment spotkania radościom nie było końca. Na początku czuliśmy się trochę nieswojo, jakby nie wierząc, że to naprawdę się dzieje. W domu Violetty trochę się pozmieniało. Wyremontowała pokoje i teraz część z nich posiada własną łazienkę. Dodatkowo wybudowali drugi dom, do którego się przeprowadzili, a w tym dotychczasowym przyjmują turystów.
Vlad skończył szkołę i pracuje z ojcem w Bukareszcie. Niestety nie udaje nam się z nimi zobaczyć. Emanuel sporo urósł. Kiedy widzieliśmy go ostatnio miał 10 lat i pokazywał nam swój zwierzyniec. Na początku był bardzo nieśmiały, szybko jednak się rozkręcił. Emanuel nie lubi szkoły, nie chce się też uczyć angielskiego. Kiedy zagadujemy go po angielsku, odpowiada nam po rumuńsku. Tłumaczymy mu przez Violettę, że powinien uczyć się języków, żeby w przyszłości pomóc mamie w prowadzeniu turystycznego biznesu. W pewnej chwili Emanuel znika na chwilę, po czym przychodzi z kartką papieru, którą nam pokazuje. Na kartce wypisane po polsku 4 zdania. Mały sobie radzi. Nie chce mu się uczyć języka, ale wie jak korzystać z Google translatora.
„Będą z niego ludzie. Poradzi sobie w życiu” – śmiejemy się do Violetty.
Początkowo chcieliśmy wpaść tylko na chwilę i nie zostawać na noc, jednak już po kilku chwilach, kiedy widzieliśmy nieukrywaną radość Violetty zmieniliśmy plany. Violetta po raz kolejny zaskoczyła nas swoją gościnnością. Specjalnie dla nas przygotowała pyszny obiad.
Później wybraliśmy się razem na spacer nad jezioro znajdujące się przy trasie transfogarskiej. Violetta załatwiła nam wejście na prywatną kwaterę, dzięki czemu mogliśmy pospacerować brzegiem jeziora, które turyście podziwiają zwykle z punktu widokowego znajdującego się przy tamie.
Wieczorem razem grillujemy. Musimy przyznać, że wszystkie dania przyrządzone przez Violettę smakują wyśmienicie. Do tego otwiera słoiki z przygotowanymi przez siebie przetworami. Paulinie najbardziej smakują grzyby w occie. Zjada prawie cały słoik. Oczywiście nie obyło się bez wspólnych toastów. Po raz kolejny jesteśmy naprawdę mile zaskoczeni. Tak wspaniale mija nam czas spędzony z Violettą i Emanuelem.
Niestety rano przychodzi czas pożegnania. Emanuel wychodzi do szkoły trochę smutny. Wioletta pyta, czy wypijemy kawę na pożegnanie. Oczywiście, że tak! Po raz kolejny nam zaskakuje, przygotowując oprócz kawy pyszne papanas! Tak dobrego śniadania nie mieliśmy dawno! Żegnamy się czuje, kiedy nagle Violetta na chwilę znika. Wraca ze słoikiem grzybów w occie, które tak smakowały Paulinie.
Mimo, że od naszej wizyty w domu Violetty minął zaledwie miesiąc, już tęsknimy! I wiemy, że to nie była ostatnia podróż do Rumunii…
Namiary na nocleg u Violetty w Pensiunea Nopti de Vara
Dom Violetty znajduje się przy samej trasie transfogarskiej w wiosce Capataneni, Arefu w okolicach Curtea de Arges
numer telefonu do Violetty:+40 0741505824
Dom możemy też znaleźć na portalu booking.com