Około 130 km na wschód od Mangalore znajduje się położone w górach małe zagłębie przypraw i kawy – Madikeri – kolejny punt naszej wyprawy.
Bilety do Madikeri chcemy kupić poprzedniego dnia, jednak system rezerwacyjny się zawiesza i nie możemy dokonać transakcji. Dowiadujemy się jedynie, że rano mamy pojechać na dworzec i bezpośrednio tam zakupić bilety. Autobus rusza o 10.30, a bilet kosztuje 295 rupii. (16 zł) Rano z plecakami o 9.30 pojawiamy się na dworcu. Wolimy być wcześniej, bo jeszcze nie wiemy jak to wszystko tutaj działa. Pan w okienku biletowym odsyła nas bezpośrednio do autobusu. Pytamy kierowców, skąd odjeżdża autobus do Madikeri. Wskazują nam właściwy i każą wsiadać. Okazuje się, że autobus odjeżdża wcześniej, czyli prawdopodobnie jedziemy innym, niż planowaliśmy. Pytamy o cenę biletu, ale kierowca tylko macha ręką, że później. Dopiero po paru minutach jazdy wyłania się Pan, który sprzedaje bilety. Za 2 osoby płacimy 270 rupii (15 zł), czyli mniej niż miał kosztować bilet dla jednej osoby.
Przed nami 4h szaleńczej jazdy. Kierowca pędzi jak szalony, trąbiąc co chwilę. Ma do tego specjalną gałkę, żeby było mu łatwiej. Dodatkowo przeraża nas fakt, że zaraz po wejściu do autobusu, kierowca zdejmuje buty i całą drogę prowadzi na boso. Niejednokrotnie mamy śmierć w oczach. Z perspektywy czasu, uważamy to za niesamowite przeżycie, ale przez 4 h jazdy poziom adrenaliny jest wysoki.
Do Madikeri docieramy popołudniem. Noclegi mamy zarezerwowane przez cleartripa za 6,5 zł/os. Pokój całkiem przyzwoity. Zostawiamy plecaki i ruszamy na rekonesans okolicy. Już po pierwszych minutach spędzonych w mieście rzucają się w oczy sklepy, gdzie można kupić nie tylko przyprawy i kawę, ale także miód i tutejszą, bardzo dobrą czekoladę. Jeden spacer po mieście i nasze plecaki są prawie o kilogram cięższe.
Trafiamy do biura informacji turystycznej i pytamy jak najłatwiej dostać się w miejsca, które chcielibyśmy zobaczyć. Pani proponuje nam wykupienie za 1800 rupii pakietu wycieczek, który obejmuje miejsca, które chcieliśmy zobaczyć. Ponieważ mamy do zrobienia około 100 km po okolicy, wynajęcie tuk-tuka raczej nie wchodzi w grę. Decydujemy się więc na opcję wynajęcia taksówki na cały dzień.
Wycieczkę zaczynamy o 8 rano, a pierwszym jej punktem jest Dubare Elephant Camp. Ten punkt jest szczególnie interesujący dla naszych znajomych, którzy nigdy nie obcowali ze słoniami tak blisko. Kamp jest zlokalizowany na wyspie, więc żeby do niego dotrzeć musimy się przeprawić łódką na drugi brzeg rzeki. Rejs kosztuje parę rupii. Bilety wstępu niewiele więcej. Rozglądamy się po okolicy, ale jakoś przygnębia nas atmosfera tego miejsca. Mnóstwo hinduskich turystów przygląda się jak słonie są prowadzone na śniadanie, a następnie kąpane. Co dzień ten sam rytuał. Słonie mają na nogacj powiązane solidne łańcuchy, a panowie którzy na nich jeżdżą trzymają w rękach metalowy pręt. Mamy wrażenie jakbyśmy byli w jakimś więzieniu dla słoni. Nie podoba nam się to miejsce i szybko się ulatniamy.
Następnie udajemy się na spacer do Parku Kaveri Nisargadhama. Do parku dostajemy długim wiszącym drewnianym mostem. W parku rosną bambusy, można odbyć przejażdżkę na słoniu, popływać rowerem wodnym po okolicy. Wielu hindusów spędza tu swój wolny czas.
Po długim spacerze jedziemy do świątyni mnichów tybetańskich Kushal Nagar, zwanej inaczej Tibetian Monastery.
Dzień kończymy na podziwianiu wodospadu Abbey Falls, jednej z większych atrakcji w okolicy. Sam wodospad nie robi na nas szczególnego wrażenia, jednak prowadzi do niego usłana bujna zielenią droga, gdzie możemy podziwiać przyprawy i kawę. Wszystkie atrakcje Madikeri udało nam się bez pośpiechu zaliczyć w jeden dzień.