Armenię w przeciwieństwie do Gruzji, zwiedzamy nie komunikacją miejską, ale wypożyczonym przez znajomych z Kasai autem 4×4. O świcie wyruszamy z Tbilisi i kierujemy się w stronę granicy armeńskiej.
Początkowo jedzie się całkiem fajnie. Świeci słońce, a i kilometry jakoś uciekają. Niestety im bliżej nam do Armenii, tym stan dróg i pogoda się pogarszają. Dziura goni dziurę i nie da się jechać szybciej, niż kilkanaście kilometrów na godzinę. Na przejściu granicznym formalności zajmują też wcale nie mało czasu. Do naszego pierwszego celu w Armenii – cmentarza Noratus docieramy więc dopiero po kilku godzinach jazdy w żółwim tempie.
Cmentarz Noratus, znajdujący się w wiosce o tej samej nazwie słynie z przepięknie rzeźbionych chaczkarów, czyli kamiennych nagrobków. Najstarsze pochodzą z X wieku. Słowo chaczkar oznacza dosłownie kamień, krzyż i jest to jeden z najważniejszych symboli kultury ormiańskiej.
Kiedy dojeżdżamy do cmentarza, trafiamy na straszliwy korek. Na ulicach tłum elegancko ubranych ludzi. Udaje nam się jakoś zaparkować auto. Z daleka słyszymy muzykę. Okazuje się, że odbywa się właśnie ormiański pogrzeb. Pierwsze kroki kierujemy w stronę dobiegającej muzyki, podziwiając po drodze napotkane nagrobki, tak odbiegające od tych, które znamy. Na wielu z nich uwiecznione zostały portrety, lub całe sylwetki zmarłych, ale nie to najbardziej rzuca się w oczy. Przy prawie każdym nagrobku znajduje się stół! Murowany stół i ławeczka. Jak się okazało, wkrótce dowiemy się do czego służą.
Im bliżej dobiegającej muzyki, tym większy tłum przed nami. Co ciekawe, nie spotkaliśmy po drodze żadnej kobiety. Sami elegancko ubrani panowie. W końcu odnajdujemy źródło roznoszącej się po okolicy muzyki. Na jednym z nagrobków stoi kilkuosobowa orkiestra, obok zdjęcie zmarłej i wieńce świeżo złożonych kwiatów. Stoimy przez chwilę i przyglądamy się ceremonii, kiedy ktoś zaczyna rozstawiać stół. Bardzo szybko zaczynają pojawiać się na nim różne potrawy i napitki. Do stołu ustawia się kolejka. Nie mija kilka minut i już panowie zaczynają polewać Finlandią. Atmosfera się rozkręca, żeby nie powiedzieć, że ceremonia pogrzebowa przeistacza się w dobrą imprezę. Nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji uczestniczyć w TAKIM pogrzebie. Musimy przyznać, że udział w tym pogrzebie był dla nas o wiele ciekawszym doświadczeniem niż sam cel, w sam cel w jakim tu przyjechaliśmy, czyli podziwianie cmentarza Noratus i chaczkarów.
Z żalem opuszczając ceremonię pogrzebową, udajemy się w najstarszą część cmentarza, żeby w końcu zobaczyć, to co nas tu sprowadziło 🙂
2 Comments
Podróż do Armenii brzmi niesamowicie… jednak rodzi mi się w głowie pytanie – jak jest z bezpieczeństwem? Szczególnie teraz, gdy na Ukrainie takie rzeczy…
http://www.touristnavi.com/
W Armenii byliśmy w maju i było całkowicie bezpiecznie.