Następnym przystankiem w naszym tripie po Gruzji jest Batumi. Ten nadmorski kurort jest oddalony od Kutaisi o około 140 km. Najprostszym sposobem by tam dojechać jest oczywiście marszrutka.
Nam udaje się ją złapać praktycznie od razu po dotarciu do „garażu marszrutek” w Kutaisi. Koszt takiego przejazdu w naszym przypadku to 10-15 lari. Kiedy kierowca pokazuje nam auto, którym mamy jechać do Batumi – bardzo mile nas zaskakuje. Zamiast starego rozklekotanego Forda Transita w drogę udamy się prawie nowym busem który zupełnie nie pasuje do znanych nam gruzińskich standardów. W aucie mamy klimatyzację, wygodne rozkładane fotele, elektryczne szyby do dyspozycji pasażerów i wszystko to działa, co do tej pory rzadko się zdarzało. W takich luksusowych warunkach spędzamy nieco ponad 2 godziny drogi do Batumi. Kiedy zbliżamy się do wybrzeża, naszym oczom ukazują się naprawdę niesamowite widoki – niewielkie pagórki i wzgórza zatopione w bujnej zielonej roślinności. Podczas całego naszego pobytu w Gruzji nie spotkaliśmy takich miejsc, a raczej surowe górskie krajobrazy, ubogie w tego typu roślinność. Jedyne czego żałujemy to tego, że nie mamy możliwości zatrzymania się w tych pięknych okolicach by napawać się ich urokiem i zrobić kilka zdjęć.
Po dotarciu do miasta marszrutka zatrzymuje się w samym centrum, blisko portu. Od razu zostajemy otoczeni przez miejscowych naganiaczy próbujących namówić nas na kurs taksówką do hotelu, który polecają. Przez chwilę wahamy się czy nie skorzystać z takiej usługi, zwłaszcza że cena wydaje się być atrakcyjna. Ostatecznie jednak rezygnujemy z pomocy miejscowych i udajemy się na poszukiwania hotelu na własną rękę. Jak się okazuje w Batumi nie ma najmniejszego problemu ze znalezieniem noclegu, w mieście działa pełno hoteli, hosteli i pensjonatów. Po odwiedzeniu kolejnych trzech udaje się nam znaleźć odpowiedni dla nas i naszej kieszeni mały hotelik. Usytuowany blisko centrum i morza. Cena za noc po małych negocjacjach to 50 lari za pokój. Korzystając z w miarę młodej godziny, postanawiamy udać się na mały rekonesans po mieście. Samo Batumi naprawdę może się podobać. Jest zupełnie inne od Kutaisi czy Tbilisi. Na każdym kroku mijamy palmy, zielone skwery, fontanny. Czujemy się tutaj bardziej jak byśmy spacerowali po jakimś śródziemnomorskim mieście niż po gruzińskim wybrzeżu.
Batumi to stolica autonomicznej republiki Adżarii i czuć tutaj sporą odmienność w stosunku do reszty kraju, praktycznie pod każdym względem – od kuchni, przez architekturę, aż po sam klimat jaki tutaj panuję. Szczególnie spodobała nam się okolica nadmorskiego bulwaru, gdzie natrafiliśmy na niczego sobie rosnący las bambusowy! Sam bulwar ma podobno kilka kilometrów długości. Nam niestety zabrakło czasu by to sprawdzić.
Po spacerze udajemy się do upatrzonej przez nasz wcześniej restauracji na Chaczapuri Adżarskie którego wcześniej nie mieliśmy okazji spróbować. Z wielkim trudem udaje się nam zmieścić olbrzymie porcje tego miejscowego specjału. Wychodząc z knajpki zaczepia nas miejscowy kierowca taksówki. Dowiadujemy się, że może on nam załatwić transport marszrutką do Tbilisi w dość dobrej cenie i z odbiorem z pod hotelu. Oferta wydaje się nam na tyle atrakcyjna, że postanawiamy z niej skorzystać i umawiamy się na następny dzień. Kiedy już chcemy wracać do hotelu poznany przed chwilą kierowca pyta się nam czy piliśmy „czaczę” – rodzaj miejscowego bimbru. Mówimy, że słyszeliśmy o tym ale nie mieliśmy okazji spróbować. Ku naszemu zaskoczeniu kierowca otwiera bagażnik, wyciąga butelkę i plastikowe kubeczki i rozlewa nam miejscową miksturę. Po spróbowaniu mamy wrażenie, że wszystkie włosy stanęły nam dęba, nawet nie pytamy ile procent ma ten trunek i z czego jest zrobiony. Dziękujemy za poczęstunek i udajemy się na odpoczynek po tym długim i pełnym wrażeń dniu.
Rano udajemy się jeszcze na krótki spacer zobaczyć miejsca których nie zdążyliśmy odwiedzić dzień wcześniej. Spacer kończymy trochę szybciej niż planowaliśmy, ponieważ dostajemy telefon od kierowcy z którym dzień wcześniej się umówiliśmy, że czeka on już na nas pod hotelem. Zawozi on nas do marszrutki, którą za 20 lari wracamy bezpośrednio do Tblisi. Tak kończy się nasza krótka wizyta w niewątpliwie urokliwym i ładnym mieście jakim jest Batumi.
3 Comments
podobno jest w Batumi super nowoczesny McDonalds?
[…] Batumi […]
Batumi było moim największym i chyba jedynym gruzińskim rozczarowaniem. Duże, głośne, z okropnymi, ogromnymi hotelami, bijące świecącymi neonami po oczach… Do dziś zastanawiam się czy moja niechęć to wynik kontrastu pomiędzy Batumi a piękną, sielską Swanetią, z której przyjechaliśmy czy po prostu zbyt mało czasu tu poświęciliśmy…