W Janjanburesh czeka na nas niezwykle wiele atrakcji. Wypływamy łódką na rzekę Gambia w poszukiwaniu hipopotamów, odwiedzamy afrykańską wioskę, a nawet mamy okazję zobaczyć jak wygląda afrykańskie wesele. Wszystko to pokazuje nam Musa, którego poznaliśmy dzień wcześniej.
Z samego rana, po śniadaniu wypływamy łódką na rzekę Gambię w poszukiwaniu hipopotamów (550 DLS/os) Cała wycieczka trwa około 4 h. Rejs łódką jest niezwykle przyjemny. Płyniemy spokojnie i podziwiamy okoliczną przyrodę – palmy, plantacje bananowców, przeróżne ptaki. Hipopotamów znaleźć wcale nie jest łatwo. Okazuje się, że mamy dużo szczęścia, bo widzimy aż dwa. Wynurzają się jednak tylko na chwilę i zaraz chowają, więc zrobienie zdjęcia graniczy z cudem. Udało nam się jedno zrobić, ale jedyne co na nim widać, to dwie czarne kulki – uszy hipopotama. Musa mówi, że to dlatego, że poziom rzeki jest zbyt wysoki i hipopotamy wynurzają się jedynie odrobinę. Czasem wieczorem udaje się je zobaczyć na lądzie. Należy pamiętać jednak, że hipopotam to jedno z najbardziej niebezpiecznych zwierząt w Afryce! Jeden atakował nawet łódki z turystami i mieszkańcy wioski postanowili go zastrzelić, bo był zbyt agresywny. Pływając łódką w okolicy kąpiących się hipopotamów, nasza łódka cały czas jest w ruchu – nie zatrzymujemy się nigdzie, żeby hipopotamy nie mogły nas zlokalizować. To naprawdę niebezpieczne zwierzęta i nie ma z nimi żartów. Musa proponuje nam, że po zakończeniu wycieczki może się z nami przejść i pokazać okolicę po drugiej stronie rzeki.
Janjanbureh i okolice znacznie różnią się od wybrzeża. Ruch na ulicach jest znikomy – można powiedzieć, że praktycznie nie istnieje. Od czasu do czasu można spotkać osiołka ciągnącego wóz, albo stado kóz czy bydła. Ludzie znacznie częściej mieszkają tu w domkach krytych strzechą. Mamy okazję odwiedzić jedną z takich wiosek. Musa zaprasza nas bowiem do swojego rodzinnego domu. Pierwszy raz mamy okazję gościć w takim domu i musimy przyznać, że warunki w środku są znacznie lepsze niż się spodziewaliśmy. W domu znajdują się tam dwa duże łóżka, nad którymi rozwieszone są moskitiery. Jest przyjemnie chłodno. Przed domem dzieci robią pranie. Już od samego początku naszej wyprawy zauważyliśmy, ze Gambijczycy są niezwykle czyści. Podziwiamy to i zastanawiamy się jak oni to robią, bo widzimy jak my wyglądamy po całym dniu w afrykańskim słońcu i kurzu.
Musa mówi nam, że ma wolne, ponieważ jego nauczycielka bierze ślub. Chłopak studiuje księgowość i normalnie siedziałby w szkole, ale dzięki temu może z nami spędzić czas. Pyta czy chcielibyśmy zobaczyć jak wygląda afrykańskie wesele. Mimo, że jest niezwykle gorąco i najchętniej wrócilibyśmy do lodge, nie zastanawiamy się ani minuty – taka okazja zapewne więcej nam się nie trafi. Musa prowadzi nas w miejsce, gdzie odbywa się impreza. Przedstawia nam swoją mamę i pokazuje panujące tu zwyczaje. Kobiety gotują w wielkim garze jedzenie dla gości weselnych. Wszyscy są ubrani niezwykle kolorowo i świątecznie. Panna młoda, ubrana na biało siedzi w otoczeniu pięknie ubranych koleżanek. Wszyscy odpoczywają w cieniu – ale nie ma się co dziwić, bo jest naprawdę niesamowicie gorąco. Tutaj temperatura jest znacznie wyższa niż na wybrzeżu, po parugodzinnym spacerze jesteśmy padnięci i jedyne o czym marzymy to zimny prysznic.