Kolejny dzień w Gambii i kolejne niesamowite chwile. Dziś odwiedziliśmy lokalną szkołę, głaskaliśmy krokodyle, karmiliśmy małpy orzeszkami i załatwiliśmy wizę do Senegalu. Jak na afrykańskie standardy całkiem dużo udało nam się zrobić jednego dnia…W Afryce czas płynie inaczej – my Europejczycy mamy zegarki, afrykańczycy posiadają coś bardziej cennego – czas. Tu nikt się nie śpieszy. Na posiłek czekamy zazwyczaj około 1,5-2h 🙂
Poranek zaczynamy od wizyty w lokalnej szkole. Dziś odbywały się lekcje. Uczy się tu 68 dzieci, zatrudnionych jest sześciu nauczycieli. Odwiedzamy po kolei każdą klasę – do najmłodszej grupy uczęszczają 4-5 latki. W każdej klasie na nasz widok dzieciaki wstają i śpiewają „Good morning teachers, good morning friends”. Coś niesamowitego 🙂 Szkoła zarządzana jest przez Fatimę – Gambijkę która studia odbyła w Londynie, ale wróciła, żeby pomóc lokalnej społeczności. Fatima prowadzi nie tylko szkołę, ale i lokalny sklep. Po zwiedzeniu szkoły, na zapleczu sklepu córka Fatimy przygotowuje dla nas przepyszne śniadanie, a my mamy chwilę, żeby porozmawiać i wręczyć jej paczkę z prezentami dla dzieci – przyborami szkolnymi. Fatima jest przeszczęśliwa, bowiem każde wsparcie jest na wagę złota.
Roczny koszy nauki jednego dziecka to 14o Euro, cena ta obejmuje zakup mundurka i niezbędnego do szkoły wyposażenia,a także dwóch posiłków dziennie. Dla wielu dzieci szkolne śniadanie i lunch to jedyne posiłki. Trójka dzieci to szczęściarze – ich naukę sponsorują Holendrzy i Norwegowie. Sama Fatima sponsoruje ósemkę dzieci. Fatima podała nam swojego maila – gdyby ktoś był zainteresowany wsparciem dzieciaków, prosi o kontakt: [email protected] lub [email protected]
Fatima w niezwykły sposób wypowiada się także o prezydencie Gambii, nazywając Go największym bohaterem Gambii. Słowa Fatimy niezwykle poruszają – mówi, że przed 1994 rokiem, ludzie żyli tu jak małpy, a dopiero obecny prezydent, który sprawuje rządy od około 20 lat wprowadził cywilizację, wyprowadził ich z ciemności do światła, poprawił jakość i komfort życia. Przed 1994 obecne tereny zajmował busz, wszystko było porośnięte gęstą roślinnością. Słowa Fatimy potwierdził już dzień wcześniej Lamin, który pokazywał nam mniej zamieszkałe okoliczne tereny, porośnięte buszem mówiąc, że 20 lat wcześniej tak wyglądał cały kraj.
Po śniadaniu razem z Laminem, jedziemy wyrobić senegalską wizę. Wszystko odbywa się bezproblemowo. Wypełniamy odpowiedni formularz, dajemy jedno zdjęcie, kserokopię paszportu oraz 50 EUR. Zostawiamy też paszport, który odbieramy po 3 godzinach z wklejoną wizą. Wszystko poszło niezwykle szybko i sprawnie.
Czas oczekiwania na wizę wykorzystujemy na zwiedzenie jeziorka z krokodylami i parku małp. Jezioro znajduje się w małej miejscowości Bakau. Bilet wstępu kosztuje 50 dalasi (około 5 zł). Na dzień dobry możemy pogłaskać jednego z mieszkańców bajorka. Chwilę zastanawiamy się czy nasze ubezpieczenie obejmuje odgryzienie ręki przez krokodyla, ale w końcu zdobywamy się na odwagę, żeby pogłaskać tego zielonego gada. Nasz nowy przyjaciel ma 46 lat. Na pamiątkę kupujemy sobie wisiorek z zębem krokodyla.
Następnie łapiemy taksówkę i udajemy się do Parku Narodowego Bijilo – zwanego inaczej parkiem małp. Żyją tu dwa rodzaje małp. Pierwsze z nich są niezwykle przyjazne – karmimy je orzeszkami. Małpy biorą od nas orzeszki prosto z ręki, obierają sobie i zjadają. Są o wiele sympatyczniejsze, niż te które widzieliśmy wcześniej w Tajlandii. Drugi gatunek – czerwone małpy, żyją na drzewach i czasem ciężko je dostrzec, gdyż chowają się pośród liści.