Szybka nauka greki z widokiem na Meteory

Ze smutkiem żegnamy się z dziką Bułgarią i ruszamy w kierunku Grecji. Różnice widać już na pierwszy rzut oka. Dużo lepszy stan dróg, nowoczesne, czasami kilkukilometrowe, tunele przecinające góry, na znakach drogowych zamiast cyrylicy pojawia się greka, no i przede wszystkim dużo wyższe ceny.

DSC_0258

DSC_0127Alfabetu greckiego początkowo w ogóle nie ogarniamy. Tymczasem na każdym znaku drogowym, szyldzie w sklepie spotykamy się z niezrozumiałymi dla nas znakami. Patrzymy na nie i ni w ząb nie rozumiemy o co chodzi. Chcąc nie chcąc, żeby przetrwać musimy odbyć szybką lekcję greki. Im dłużej wpatrujemy się w te dziwne szlaczki, tym mniej straszne się one wydają. Używamy wyobraźni i próbujemy zgadywać, co oznaczają poszczególne znaki. Sprawia nam to nawet sporą frajdę. Z czasem zauważamy nieznaczne podobieństwo do cyrylicy, zaczynają nam się też przypominać lekcje matematyki z podstawówki. Po pół dnia zabawy  znajdujemy metodę, jak poradzić sobie z rozszyfrowaniem nazw miejscowości na drogowskazach. Ponieważ samochód jedzie dość szybko nie mamy czasu na szczegółową analizę całego wyrazu, odgadujemy więc 3 pierwsze litery i próbujemy dopasować do tego co mamy w miniaturowej mapie znajdującej się w naszym przewodniku.

Grecja jest pięknym krajem, niewątpliwie wartym dokładniejszego poznania. Niestety na całokształt wizerunku negatywnie wpływają kosmicznie wysokie ceny. Za litr benzyny trzeba zapłacić aż 1,7 EUR (czyli prawie 7,5 zł!). Jedzenie jest tak drogie, że zamiast iść do knajpy na obiad, stołujemy się na parkingu przed lidlem. Zajadamy się pieczywem za 0,7 EUR posmarowanym powidłami otrzymanymi w prezencie od przesympatycznej rodziny w Rumuni.

DSC_0092Przez kolejne 2 dni nasze obiadokolacje składają się z kebaba, który jest najtańszą formą posiłku (ok. 2,5 EUR). Z potraw kuchni greckiej udaje nam się spróbować musakę, której wbrew pozorom wcale nie jest łatwo kupić. Po długich poszukiwaniach udaje nam się znaleźć małą knajpkę, która serwuje tą potrawę. Za mały kawałek, którym nawet się nie najedliśmy, zapłaciliśmy 6,5 EUR. Niestety nieprzyjazne naszym portfelom ceny, sprawiły, że po raz kolejny zmodyfikowaliśmy swoje plany, rezygnując ze zwiedzania półwyspu Chalkidickiego i uciekaliśmy w kierunku znacznie tańszej Albanii.

W Grecji udało nam się w końcu chwilę odsapnąć i zamoczyć nogi w ciepłym morzu, ale o tym będzie później, bo jak zwykle mieliśmy niezwykłą przygodę z tym związaną, na którą poświęcimy osobny post.

Jedynym miejscem, z którego zdecydowanie nie chcieliśmy rezygnować były Meteory. Zbudowane na skałach klasztory robią ogromne wrażenie. Początkowo do klasztorów można było dostać się tylko po linach. Na potrzeby turystyki wybudowane zostały jednak wygodne schody, umożliwiające masowe zwiedzanie klasztorów. Mimo, że nie czujemy się dobrze w miejscach oblężonych przez turystów, Meteory zachwycają swoim pięknem tak, że zatrzymujemy się tu na chwilę.

Może zainteresują Cię inne wpisy?

Zapisz się na newsletter i bądź na bieżąco!

4 Comments

  1. Paweł pisze:

    Hej. Jaka droga jechaliscie z Grecji do albanii i gdzie nocowaliscie? Jesteśmy w tej chwili w peloponez i chcemy przedostać sie do dubrovnika. Pozdrawiamy

    • My jechaliśmy z Salonik przez Kalambakę (Meteory -warto!), Ioanninę do Gjirokaster w Albanii. W Grecji drogi super, jechaliśmy autostradami, opłaty znośne. W Albanii zaczyna się wesoło 🙂 Drogi są w niezbyt dobrym stanie, czasem występuje chwilowy niedobór asfaltu, dziury dzielą się na wklęsłe i wypukłe. Po zmroku źle się jeździ, przez dziury i nieoświetlone drogi. My raz się zapuściliśmy, a później już tak planowaliśmy trasy, żeby nie jeździć po zmroku. Kraj wspaniały, polecamy! Słynny z wszechobecnych bunkrów i mercedesów – warto się tam na chwilę zatrzymać. Taniej niż w Grecji. W Grecji mieliśmy wcześniej zarezerwowany nocleg w Salonikach, a kolejny złapaliśmy już w Albanii. Nie ma z tym większych problemów. cena za dobrej jakości apartament z wifi, to ok. 7-10 EUR od osoby. Na śniadanie polecamy byrka z jogurtem. Za 2 byrki i półlitrowy jogurt zapłaciliśmy ok. 4,5 zł 🙂 Można je kupić w każdej piekarni.

  2. Jechaliśmy wybrzeżem – Ksamil, Saranda, a później do Beratu. Tam mieliśmy jechać w kierunku Czarnogóry, ale zmieniliśmy plany i odbiliśmy na Macedonię

Leave a Reply

Translate »

Zapisz się na newsletter i bądź na bieżąco!

rogalin