Pierwsze spotkanie z Rumunią

Z Poznania wyjechaliśmy około godziny 22. Wybraliśmy trasę przez Kraków, Słowację, Węgry. Około 2.30 robimy przerwę na drzemkę w aucie. O 5 ruszamy dalej. Na Słowacji mamy mały problem z zakupem winiety, udaje nam się ją dostać dopiero na trzeciej stacji benzynowej. Rumuńską granicę przekraczamy około 17. Zatrzymujemy się tuż za przejściem granicznym, żeby kupić winietę na rumuńskie drogi, jednak ponownie mamy problem. Okazuje się, że z powodu złej pogody wystąpiła awaria prądu, więc nie ma mowy o tym, żeby cokolwiek kupić. Zmierzając w stronę samochodu, słyszymy, że ktoś nas woła. Okazuje się, że to żebrak – chce od nas 1 euro. Wsiadamy do auta i ruszamy w kierunku kolejnej stacji. I ta okazuje się zamknięta. Nie zdążyliśmy jeszcze wysiąść z auta, kiedy podchodzi do nas śliczny czarnowłosy chłopiec o wielkich ciemnych oczach. I on chce od nas jakieś drobne. Trochę przeraża nas to pierwsze spotkanie z Rumunią i wszechobecne żebractwo. Mamy nadzieję, że takie sytuacje nie będą się tu już często powtarzać. Winietę udaje nam się zakupić, na którejś z kolei stacji. Kosztuje 13 RON (ok. 3 EUR), okazuje się DSC_0001jednak, że euro tutaj nie przyjmują, a wszystkie kantory są już zamknięte. Na szczęście mieliśmy ze sobą kilkadziesiąt LEI zakupionych jeszcze w Polsce. Zatrzymujemy się w pierwszym spotkanym mieście, żeby wymienić pieniądze, jednak, jest już po 17 i wszystkie kantory są już zamknięte. Musimy wypłacić pieniądze z bankomatu.

DSC_0003Kierujemy się w stronę Sapanty, gdzie chcemy zwiedzić Wesoły Cmentarz. Stan dróg (póki co jeździmy głównymi) zdecydowanie nie zachwyca. Zastanawiamy się co będzie dalej, kiedy odbijemy w boczne wiejskie drogi. Z powodu późnej godziny (w Rumunii zegarki przesuwa się o godzinę do przodu), nie udaje nam się dotrzeć do Sapanty. Na trasie zainteresował nas jednak inny cmentarz, który zdecydowanie wyróżniał się na tle pozostałych, które do tej pory mijaliśmy.

Zatrzymujemy się w miejscowości Huta Certeze, gdzie zupełnie przypadkiem udaje nam się znaleźć nocleg. Przeglądając przewodnik po Rumunii wyczytaliśmy, że prywatne kwatery udostępniane turystom to cazare – ta informacja przesądziła dosłownie o tym, że znaleźliśmy nocleg. Tutaj bowiem, w przeciwieństwie do krajów bałkańskich, po których podróżowaliśmy kilka tygodni temu, na szyldach widnieją tylko nazwy rumuńskie. Za nocleg ze śniadaniem płacimy 50 RON od osoby.

Na miejscy zostajemy zaproszeni do stołu przez miejscowych, którzy przywitali nas lokalnym niesamowicie mocną owocową wódką o nazwie palincă. Rozmawia się niesamowicie sympatycznie, jednak jesteśmy padnięci po ponad 20 godzinach w trasie i po jakiejś godzinie wspólnej biesiady rozchodzimy się do swoich pokojów. Jutro czeka nas nowy dzień i nowe przygody.

Może zainteresują Cię inne wpisy?

Zapisz się na newsletter i bądź na bieżąco!

Leave a Reply

Translate »

Zapisz się na newsletter i bądź na bieżąco!

rogalin