Po opuszczeniu Szefszawanu, obraliśmy kierunek na Merzougę, gdzie mieliśmy zabookowany nocleg (jeden z dwóch podczas tej wyprawy – resztę szukaliśmy na bieżąco). Udało nam się tafić na promocję hostelbookers i za wspaniały hotel przy samych wydmach zapłaciliśmy nieco ponad 20 zł od osoby 🙂
W drodze do Merzougi kilka razy trafiliśmy na burzę piaskową. W pewnym momencie piasek tak zawiewał, że totalnie nic nie było widać. Michał zahamował tak gwałtownie, że Jarek z Agatą pospadali z tylnej kanapy. Przez chwilę nie wiemy co robić, nie wiemy jak długo to potrwa… Widoczności nie mieliśmy żadnej! Michał bardzo ostrożnie, nadal nic nie widząc, zjechał delikatnie na pobocze i powoli jechał do przodu, żeby nikt w nas nie wjechał. Po chwili wszystko się uspokoiło. Okazało się, że piach zawiewał tak mocno tylko na dość wąskim odcinku.
Ruszyliśmy ze wzmożoną ostrożnością dalej w kierunku Merzougi. Ulica coraz bardziej zasypana była nawiewającym piaskiem. W pewnym momencie, dosłownie w ostatniej chwili, zauważamy drogowskaz do naszego hotelu. Kiedy zobaczyliśmy drogę, przez chwilę się zastanawialiśmy, czy to dobry pomysł, żeby w takiej pogodzie tam jechać. Hotel znajdował się 5 km wgłąb pustyni, a nasze auto do terenowych bynajmniej się nie zaliczało. Podjęliśmy jednak wyzwanie.
Wytyczona droga była tak nierówna, że lepiej było z niej zjechać i jechać obok. Przemierzyliśmy już z dobre 3 km, kiedy ponownie piach zaczął sypać tak, że nic nie było widać. Kilkukrotnie błądziliśmy, nie mogąc znaleźć wytyczonej drogi. Kiedy dookoła pustynia po horyzont, ciężko złapać azymut – szczególnie w burzy piaskowej. Atmosfera zaczęła się zagęszczać, wraz z ilością piachu jaki znalazł się w aucie i zaczynał już utrudniać oddychanie. Dodatkowo było tak gorąco, że klimatyzacja nie dawała już rady.
W końcu naszym oczom ukazał się przepiękny widok wielkich, żółto-pomarańczowych wydm. Kiedy dotarliśmy do hotelu, zapytaliśmy obsługę, czy codziennie tu tak wieje. Okazało się, że taka pogoda zaczęła się poprzedniego dnia, a zazwyczaj jest tam słonecznie i spokojnie .
Po szybkim prysznicu udaliśmy się do Merzougi, żeby coś zjeść. Myśleliśmy, że będzie to dość spore miasto, a na miejscu okazało się, że to miasteczko przypominające wyglądem te ze starych westernów. Jako, że nie jesteśmy miłośnikami wielkich miast, bardzo nam się tam podobało.
1 Comment
Swietna wyprawa i rewelacyjne zdjecia!